Maseczkowe love

Właśnie jestem w trasie i tak sobie pomyślałam czemu by nie wykorzystać tego czasu na napisanie dla was krótkiego postu o moim kosmetycznym uzależnieniu.

Tytuł wpisu maseczkowe love jednoznacznie wskazuje czym tak, naprawdę jest moje uzależnienie. Jest to kupowanie wszelkiego rodzaju maseczek, tak dobrze czytacie kupowanie. Prawie każda wizyta w drogerii bądź sklepie, w którym znajdują się kosmetyki do pielęgnacji, kończy się zakupem różnego rodzaju maseczek. Moja kolekcja jest dość pokaźna, muszę się do tego przyznać, ale co ja poradzę na to, że ciągle mi mało? Mam maseczki nawilżające, odżywcze, peel off, z pillingiem i wiele wiele innych. Nie mam swojej ulubionej firmy z maseczkami ani jednego konkretnego rodzaju. To, na którą w danym dniu się zdecyduje, zależy od mojego nastroju i stanu skóry, jaki mam w danym momencie.

Niestety ja bardzo lubię kupować i testować nowości maseczkowe tylko, że mam ogromny problem z systematycznością dlatego moja kolekcja ciągle się powiększa, zamiast maleć. Najwygodniejsze dla mnie są maseczki w płachcie takie, które wchłaniają się w skore lub zastygają i można je ściągnąć w jednym kawałku. Mega nie lubię aplikować tych, które później muszę zmywać, jakoś one do mnie nie przemawiają, co nie znaczy, że nie używam.

Tak naprawdę jako młoda dziewczyna zaczynająca przygodę z jakąkolwiek z pielęgnacją twarzy podkradałam kosmetyki mamie (która z nas tak nie robiła?). Dziś wiem, że po coś w sklepach są kosmetyki do młodej i dojrzałej skóry, wtedy wcale się nad tym nie zastanawiałam. Wróćmy jednak do maseczek, bo to o nich dziś mowa. Pierwsze pamiętam, miałam z Avon do cery trądzikowej. Z biegiem czasu zrozumiałam, że nie są one wystarczające niestety. Bardzo mi wysuszały skórę a do tego na trądzik, w ogóle nie pomagały.

Dziś wiem, że jedna maseczka na 2 tygodnie, czy raz na jakiś czas podkradnięcie kremu nie zdziała cudów. Dziś, pomimo że systematyczność to nie jest moja dobra przyjaciółka (aczkolwiek zaczynamy się coraz bardziej lubić) potrafi zdziałać cuda.

Stąd tez moja miłość do maseczek, które staram się aplikować nie rzadziej niż 1-2 w tygodniu. I najczęściej jest to jednak nawilżenie i oczyszczenie. Niestety nie potrafię wam podać jednej ulubionej, bo jestem bardzo niezdecydowana w tej kwestii. Jeśli tylko nie macie skóry mocno wrażliwej, polecam kombinować i testować aż znajdziecie jedną ulubioną.

Jeśli macie coś godnego polecenia dajcie znać, chętnie skorzystam i może będzie to też mój ulubieniec, kto wie?

maseczki odżywcze

PS.
Byłam dziś z koleżanką na kawie i małych zakupach jak myślicie, gdzie wylądowałam ? Oczywiście w drogerii tym razem w Hebe i wśród miliona rzeczy, jakie kupiłam, znalazły się te oto maseczki. Czarna maska z węglem aktywnym będzie bohaterką mojego kolejnego wpisu. Dziś wieczorem będzie jej test (nawet mój chłopak postanowił sprawdzić, czy działa).

zakup maseczek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *